Nauka powinna zaczynać się od zachwytu nad światem

O tym, że dziś każdy we własnym ogródku może dokonać odkrycia na miarę astronomów oraz jak wykorzystywać naturalną ciekawość poznawczą człowieka, rozmawiamy z Karolem Wójcickim, popularyzatorem nauki, prowadzącym programy popularno-naukowe, w tym „ABB Junior Channel”.

Ostatnie odkrycie NASA ostatecznie obala mit, że Ziemia i Układ Słoneczny są wyjątkowe we Wszechświecie. Biorąc pod uwagę postęp technologii i nauki, możemy założyć, że za 100 lat będziemy podróżować na Trappist-1?
W kontekście podróży na Trappist-1 sto lat, to bardzo optymistyczne założenie. Chciałbym, żebyśmy w tym czasie mogli swobodnie przemieszczać się na Marsa. Podróżowanie do takich układów jak Trappist-1, to jednak dużo odleglejsza pespektywa, bo przy obecnej technologii lecielibyśmy tam kilkadziesiąt tysięcy lat. W zasięgu naszych możliwości jest za to wyprawa na Marsa, która zajmuje sześć do dziewięciu miesięcy i jeśli takie rejsy zaczną się odbywać, to będziemy mogli mówić o ogromnym osiągnięciu. Taki układ planetarny, jak Trappist-1 jeszcze długo będzie pozostawał poza naszym zasięgiem.

W swoim wystąpieniu na TedX mówiłeś, że obecnie każdy może dokonać odkrycia – czy to znaczy, że nauka nigdy nie była tak dostępna, jak dzisiaj?
Naukowcy przecierają najważniejsze szlaki. Pierwsze odkrycia planet pozasłonecznych były wykonywane przez zawodowych astronomów przy pomocy największych teleskopów na świecie. To było 20 lat temu, a dzisiaj każdy ze swojego ogródka może zarejestrować obecność tych samych planet niekoniecznie przy użyciu teleskopu, ale zwykłego aparatu fotograficznego z dłuższym obiektywem. To pokazuje, że w nauce tak naprawdę często najtrudniejszy jest pierwszy krok. Naukowcy przez wiele lat szukają nowych układów, a później inni, nawet jeśli nie zajmują się zawodowo astronomią, są w stanie to powtórzyć. Ten skok umożliwił nam rozwój technologii. Pamiętam, że jeszcze 20 lat temu jedynym aparatem, który miałem był najzwyklejszy analog na jednorazową kliszę, a teraz mamy dostęp do lustrzanek cyfrowych i sprzętu o zaawansowanej optyce, przy pomocy którego z własnego balkonu można prowadzić obserwację na miarę astronomów.

Eksperci, którzy przewidują światowe trendy w nauce wieszczą jednak, że w przyszłości obejrzenie nieba będzie luksusem, bo już niewiele na nim widać.
Według statystyk już teraz 95 proc. mieszkańców Europy żyje w miejscach, w których nie jesteśmy w stanie dostrzec na niebie Drogi Mlecznej. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat miasta zaczęły tak mocno świecić w niebo, że nasza galaktyka staje się coraz słabiej widoczna. W zeszłym roku poświęciłem bardzo dużo czasu fotografii i obserwacjom Drogi Mlecznej, ale żeby to zrobić, musiałem raz w miesiącu pokonywać 400 km, by wybrać się w Bieszczady, gdzie jeszcze można oglądać czarne niebo z gwiazdami. To chyba jedno z ostatnich takich miejsc w Polsce, a ten stan ciągle się pogarsza i coraz trudniej będzie o takie, dobre punkty obserwacji. Na szczęście powoli rodzi się świadomość i w niektórych miejscowościach zaczynają powstawać projekty wyłączania świateł w późnych godzinach wieczornych. Niekiedy, wymienia się też oprawy świetlne na takie, które nie generują zanieczyszczenia świetlnego. Boję się jednak, że gdy wszyscy zaczniemy dostrzegać problem, będzie już za późno, by go zwalczyć.

Czyli będzie jak z przemysłem kosmicznym?
Tak, bo od kilkudziesięciu lat wysyłamy satelity w kosmos, a dopiero teraz, gdy zrobiło się tam naprawdę tłoczno i brudno, zaczęło się mówić o problemie zanieczyszczenia orbity okołoziemskiej. Mamy coraz trudniejszy dostęp do rozgwieżdżonego nieba i marzy mi się, byśmy coś z tym w końcu zrobili. Każdy już wie, że głupotą jest wyrzucanie śmieci na trawniki, a jeszcze niewiele osób dostrzega, że nadmierne świecenie reflektorami też nie jest rozsądne. Lampy marnują energię i świecą tylko dookoła siebie, utrudniając nam dostęp do oglądania nieba. Na szczęście po wietrznym i deszczowym dniu można się jeszcze złapać za głowę i krzyknąć z zachwytu na widok gwiazd.

Karol Wójcicki - wywiad

Na Facebooku wciągasz tysiące osób w transmisje na żywo, podczas których pokazujesz niebo i świat astronomii. Czy media społecznościowe mogą wspierać naukę czy raczej w niej przeszkadzają?
Pamiętam, że podobne dyskusje toczyły się w latach 90-tych, gdy pojawił się internet. Na początku mówiło się o zagrożeniach związanych z izolacją, utratą prawdziwych relacji i kontaktów. Tymczasem widzimy, że jest zupełnie odwrotnie. Ludzie zaczęli się bardziej integrować, a zawierane w sieci znajomości są kontynuowane w świecie rzeczywistym. Internet stał się sposobem na podtrzymywanie kontaktów ze znajomymi, z którymi jest to utrudnione np. ze względu na dużą odległość. Myślę, że tak samo jest z mediami społecznościowymi. Ja jestem ich zwolennikiem, mimo że tak wiele osób się od nich odcina. Trzeba tylko pamiętać, by traktować je jako ciekawe medium i narzędzie, a nie miejsce, w którym marnuje się czas i scrolluje ekran w poszukiwaniu przyjemnych treści. Ja wykorzystuję media społecznościowe jako fajną platformę do komunikacji, popularyzacji nauki i wiedzy. Okazuje się, że takich ludzi, którzy robią podobnie, ale np. w innych dziedzinach niż astronomia jest mnóstwo i znajdują swoich odbiorców.

A kto najczęściej ogląda Twoje relacje i śledzi stronę na Facebooku „Z głową w gwiazdach”?
Najwięcej o swoich widzach dowiaduję się podczas bezpośrednich spotkań. Po rozmowach i wymianach komentarzy wiem, że to jest bardzo zróżnicowany przekrój ludzi. Są tam fani science-fiction i „Gwiezdnych Wojen”. Są dzieciaki, nastolatkowie, studenci, moi rówieśnicy, a nawet seniorzy, o których myśli się, że nie korzystają z mediów społecznościowych, a oni się w nich świetnie odnajdują. Wszyscy Ci ludzie wykorzystują okazję do porozmawiania o nauce i są zainteresowani poznawaniem kosmosu. W mediach społecznościowych właśnie lubię to, że mogę dotrzeć do każdego, a nauka jest na tyle uniwersalnym tematem, że nie obowiązują jej żadne ograniczenia wiekowe.

Czyli dziś nauka uwalnia się ze szkolnych ławek i nie kończy się na etapie szkoły.
Ale tak było zawsze! Przekonanie o tym, że po zakończeniu szkoły lub studiów wiemy wszystko, możemy sobie darować dalsze zgłębianie wiedzy i spijać śmietankę, jest całkowicie błędne. Uczymy się przecież przez całe życie. Kiedyś, gdy w ogóle nie było instytucji szkoły, człowiek w naturalny sposób poznawał otaczający go świat i ciągle dokonywał nowych odkryć przez doświadczenia. Dzisiaj, gdy wszystko jest usystematyzowane i trudniej o nowe bodźce też możemy sami uczyć się nowych rzeczy. Czasem wystarczy podróż w nieznane dotąd miejsce lub zawarcie ciekawej znajomości. Dodatkowo warto pamiętać, że cały świat jest już w zasięgu naszej ręki, wystarczy zajrzeć do smartfona i na nowo odnaleźć w sobie naturalną ciekawość.

Chęć poznawania świata jest najsilniejsza u dzieci, a jednak im często trudno przełamać opór wobec trudnych, naukowych zagadnień – co najlepiej do nich przemawia?
Co ciekawe u najmłodszych głód wiedzy jest tak duży, że nie zastanawiałbym się nawet nad tym jak go rozwijać, tylko jak uczyć, by go nie ograniczyć. Niestety przez swoją sztywną formę szkoła działa tak, że gasi w dzieciach ten płomień ciekawości. Uważam, że do dzieciaków bardzo przemawia prosta rzecz – zachwyt nad światem. Lepiej pokazać im, że Układ Słoneczny wygląda jak w filmach science-fiction, które świetnie znają, niż zaczynać od wyprowadzania wzoru na przyciąganie ciał niebieskich. Czasem wystarczy po prostu wskazać niezwykłe miejsca na Ziemi, które wywołają efekt – „wow”! Jestem przekonany, że człowiek najlepiej uczy się tego, co go fascynuje, więc punktem wyjścia powinno być przedstawienie świata, który nas otacza, jako naprawdę niesamowitego miejsca. Wtedy dzieci same chcą go lepiej poznać i dowiedzieć się więcej.

To sprawdza się też u dorosłych?
Pewnie, że tak! Co roku w Warszawie jest wydarzenie, podczas którego oglądamy spadające gwiazdy. Uczestniczy w nim kilkanaście tysięcy osób. Nie opowiadam tam o zjawisku wyłącznie z naukowego punktu widzenia, ale zwracam uwagę na to, by się zachwycić tym, co widzimy. Mówię o tym, jak fascynujący jest świat nad naszymi głowami. Później niektórzy wracają i pytają – gdzie mogę doczytać więcej? Jaki film warto obejrzeć? Dlatego najważniejsze jest to, by nie zabijać naturalnej ciekawości, bo ona jest w każdym z nas.

Karol Wójcicki

Albert Camus napisał: „Szkoła przygotowuje dzieci do życia w świecie, który nie istnieje”
– co szkoła robi źle?
Te słowa można interpretować na dwa sposoby. Po pierwsze – nikt nie jest gotowy na to, co przyniesie jutro. Nie mamy bladego pojęcia, jak świat będzie wyglądał za 5, 10 czy 15 lat i próba przygotowania młodych ludzi do życia w tych czasach jest iście karkołomnym zadaniem. Z drugiej strony, współczesna szkoła rozbija otaczający nas świat na czynniki pierwsze, pokazuje jego elementy składowe, pomijając całość jaką ten świat jest. Nie widzimy przecież pojedynczych nauk – fizyki, biologii i chemii. One się wzajemnie przenikają i tworzą świat, który nas otacza. Niedawno prof. Turski opowiadał, jaki ten podział jest sztuczny. Na przykładzie drzewa można wytłumaczyć już wiele procesów i zjawisk, choćby przemianę energii słonecznej w tlen czy uginanie gałęzi pod naporem siły wiatru. Tak samo jest z atomami, o których nauczyciele osobno opowiadają na lekcjach różnych przedmiotów. Sam żałuję, że nikt mi w szkole nie opowiadał o tym skąd w ogóle atom się wziął, bo to jest fascynująca historia. Atomy powstawały we wnętrzach masywnych gwiazd, gdzie było tak ciasno i gorąco, że one się łączyły, tworząc nowy rodzaj atomów. Później gwiazdy wybuchały i rozrzucały wszystko wokół siebie, z czego powstawały mgławice, a z nich nowe gwiazdy, a wokół nich planety. Na jednej z nich powstaliśmy my. Każdy atom, który jest w naszym ciele był kiedyś we wnętrzu jakiejś masywnej gwiazdy. Uważam tę historię za jedną z najbardziej niesamowitych. Taką opowieść można wykorzystać jako punkt wyjścia do omawiania konkretnych zagadnień i zjawisk zarówno w fizyce, jak i chemii. Takich historii w nauce jest mnóstwo.

Tylko, że mało kto o nich opowiada w szkołach…
Bo skupiamy się na tym, jak działa świat, ale nie pokazujemy jaki on jest, a to jest właśnie prosta droga do tego, by zabić naturalną ciekawość. Sprowadzając naukę do poznawania wyłącznie prostych reguł gubimy w niej to, co jest najbardziej fascynujące. Szkoła chyba udaje, że chce się zmieniać. Cofamy się do pruskiego modelu edukacji, który był zapoczątkowany w XIX w. Wtedy chciano wykształcić urzędników i żołnierzy, którzy będą karnie stosować się do z góry narzuconych zasad. Obowiązywała ścisła hierarchia i chodziło o to, by ludzie nie zadawali zbyt wielu pytań, ale wykonywali polecenia. Lekcje były sztywne, a praca odbywała się pojedynczo, a nie w grupach, by czasem ktoś nie wpadł na pomysł kolaboracji. To nie tędy droga.

Dlaczego?
Eksperymenty, doświadczenia i w ogóle jakakolwiek inna praca z uczniami niż tylko słuchanie nauczyciela w ławce, pobudza neurony i aktywizuje pracę mózgu, a to sprzyja edukacji. Jeden z filozofów kazał nawet swoim uczniom chodzić podczas nauki, bo wysiłek fizyczny w niej pomaga. Szkoła nie wykorzystuje tej wiedzy. Były już dobre pomysły na zmiany np. wprowadzenie przyrody zamiast biologii, fizyki i chemii, ale znów się od nich odchodzi.

Skoro w szkole nie ma zbyt wielu okazji do pokazywania nauki w praktyce, to może są sposoby by poznawać ją samodzielnie?
Obecnie mamy całe mnóstwo narzędzi, które możemy wykorzystać. Ważne by np. filmy lub aplikacje, z których korzystamy były inspiracją do tego, co możemy zrobić w domu. Chodzi o to, by jak najwięcej eksperymentów powtarzać samodzielnie. Internet nie powinien nam służyć tylko do tego, by chłonąć treści, ale też wykorzystywać je jako inspirację do działania. Najpierw można zobaczyć ciekawe doświadczenie np. na naszym kanale na YouTube, a później sprawdzić czy to działa np. we własnej kuchni. Cieszę się, że mogę dołożyć swoją cegiełkę do czegoś tak wartościowego jak „ABB Junior Channel”, szczególnie w czasach, gdy dzieciaki coraz więcej czasu spędzają na oglądaniu filmików w sieci. Warto, więc by dobrze go spożytkowały.

Rozmawiała: Agata Adamczewska, zdj. archiwum prywatne Karola Wójcickiego

Obejrzyj filmy z serii ABB Junior Channel:

Kategorie and Tagi
O autorze

Agata Adamczewska

Jestem copywriterką i autorką tekstów dziennikarskich: wywiadów, reportaży i relacji z wydarzeń. Specjalizuję się w tematach związanych z nowymi technologiami i komunikacją biznesową. Z firmą ABB współrpracuję od 2014 r.
Skomentuj ten artykuł